Obudź się!- ktoś wrzeszczał mi do ucha. Nie chciałam
otwierać oczu, bo nadal byłam podświadomie we śnie.- Hej, nowa! Obudź się!-
ktoś mną potrząsał. Lekko rozchyliłam powiekę by zobaczyć kto jest takim
barbarzyńcom i nie daje mi spać.
- Co'ę
stao?- wymamrotałam.
-
Śniadanie... jest... za chwilę- wymamrotała.- Ubierz się i zejdź do Wielkiej
Sali- szybko wyszła, a ja postanowiłam wziąć jej rade do serca. Szybko wstałam,
ogarnęłam się w łazience i ubrałam długą czarną szatę, w której musiałam
chodzić na codzień. Kilka razy pomyliłam drogę, ale końcowo dotarłam do mojego
celu. Cała sala była pełna, więc większość osób obróciło się w moim kierunku.
Spaliłam buraka i pobiegłam w kierunku machającej do mnie Victoire. Gdy już się
przysiadłam, uśmiechnęła się i odwróciła do Ted'a, z którym znów zaczęła się
zawzięcie kłócić.
Szybko nałożyłam coś na talerz i skonsumowałam.
Jedzenie było bardzo dobre, ale nie miałam aktualnie czasu, aby się nad nim
rozczulać. Większość osób już się zbierało, więc postanowiłam również wstać. W
końcu nie miałam Teddy'ego jak Vic i na sto procent bym się zgubiła. Gdy
wychodziłam już z sali, w drzwiach minęłam dziewczynę, która się znęcała rano
nade mną, budząc mnie. Postanowiłam iść za nią, bo skoro byłą w moim
dormitorium, raczej orientuje się co i jak. Gdy napotkała mój wzrok,
zmarszczyła brwi i podeszła.
- Hej-
przywitała się.- Jestem Jess. Prefekt Gryffindoru.
-
Zauważyłam- burknęłam wlepiając wzrok w jej złotą odznakę.- Ivette Skeeter.
- Skeeter?-
zapytała z niedowierzaniem.- Jesteś spokrewniona z Ritą Skeeter?- wolno
skinęłam głową.- Lepiej dla ciebie, aby nikt się nie dowiedział... Nie jest
tutaj lubiana.- już miałam zapytać czemu, ale stwierdziłam, że chcę aby zostało
mi choć trochę optymistycznego nastawienia do ciotki. Nagle energicznie pociągnęła
mnie za rękaw.- Chodź, zaprowadzę cię!- i pobiegła, nadal trzymając moją rękę.
W końcu stanęłyśmy przed wielkimi brązowymi
drzwiami. Co dziwniejsze, zauważyłam, że jesteśmy w... lochach? Wzdrygnęłam
się. Nagle na schodach pojawiła się postać mężczyzny. Był chyba w średnim wieku
o niskim wzroście. Nareszcie pojęłam, że to nauczyciel. Zszedł szybko do nas i zaczął
rozpaczliwie przeszukiwać kieszenie, aby coś znaleźć. Tym czymś był klucz.
Jakby nie mógł użyć alohomora, które-
jak przeczytałam- otwierało większość zamków.
- Dzień
dobry- zaczął gdy już wszyscy znaleźli się w środku.
- Dzień
dobry, profesorze Figgins...- odmruknęli mu niektórzy. Większość wyłożyła się
na ławkach. Jakby całe dwa miesiące wolnego nie były wystarczające.
Dopiero teraz zauważyłam, że moja
towarzyszka zniknęła. Pewnie już powędrowała na swoją lekcję. Teraz siedziałam
koło jakiejś brązowookiej szatynki, które zawzięcie słuchała o tym co będziemy
dziś robić. Gdy zauważyła, że się jej przyglądam, skrzywiła się i odwróciła
wzrok. Przez chwilę zastanawiałam się czy mam jakąś resztkę śniadania na
twarzy, ale szybko dałam sobie spokój.
Większość lekcji poświęciłam na rozmyślanie o wczorajszej uczcie. Tyle
się działo, ale
zdecydowanie większości nie pamiętałam. W sumie, pamięć to moja
pięta Achillesa... Wiem, że szybko zasnęłam, nawet nie witając się z moimi
nowymi współlokatorkami.
Spojrzałam znów na siedzącą koło mnie dziewczynę. Miała krawat w
kolorach Gryffindoru, więc uznałam, że mieszkam z nią. Pewnie dlatego była
przed chwilą dla mnie taka szorstka, musiałam według niej być jakaś arogancka,
skoro nawet się nie przedstawiłam. Tak, zdecydowanie nie miałam talentu do
robienia dobrego pierwszego wrażenia.
Zgarbiłam się, usiłując zacząć myśleć. Nie
tylko na temat lekcji oczywiście, ale także o mojej nowej zmianie w życiu. W
końcu czy to nie za dużo jak na jeden dzień? A ludzie wymagają jeszcze, żebym
się uczyła do SUM-ów...
- Panno
Skeeter, czy aż tak nudzi panią ta lekcja, że postanowiła zasnąć?- zagrzmiał
obok mnie głos nauczyciela.
- Ależ nie-
wyprostowałam się zmieszana. No świetnie, Ive, już sobie grabisz.
- Każdy by
się nudził- zaśmiał się głos z tyłu klasy. Oczywiście, miał to być chyba szept,
ale grobowa cisza w klasie to uniemożliwiła.
- Och,
naprawdę, panie Potter?- profesor popatrzył się na niego ze złością.
Postanowiłam się odwrócić, czując, że nie jestem już w centrum zainteresowania.
Chłopak miał czarne zmierzwione włosy,
które lekko opadały na czoło. Na twarzy miał wielki uśmiech, a w oczach wesołe
ogniki, jakby nic nie liczyło się oprócz dobrej zabawy. Mimo że siedział na
krześle, mogłam orzec, że był wysoki i dobrze zbudowany. I bez żadnych
skrupułów przyznam, że był przystojny. I to nawet bardzo.
Gdy nasze oczy się złączyły, przybrał
jeszcze bardziej łobuzerski wyraz. Speszona zmieniłam swój obiekt
zainteresowania, spoglądając na pęk piór leżących przede mną.
- Skoro pan
taki chętny do wypowiadania się na jakiś
temat, chyba...- zawahał się, a połowa uczniów wzięła głęboki wdech,
oczekując deklaracji szlabanu.- Będzie pan oprowadzał przez najbliższy czas
panną Skeeter- wskazał na mnie.- aż w końcu nie odnajdzie się w nowym miejscu.-
spojrzał na niego zwycięsko, jakby był przekonany, że gorszej kary wymyślić nie
mógł.
Cóż, chyba będę na niego skazana. I to
przez bardzo długi okres.
Po skończonej lekcji eliksirów nadszedł
czas na transmutacje. Na szczęście tym razem nie było aż takiego kłopotu z
trafieniem, bo większość osób właśnie tam się kierowała. Szliśmy nawet krótko,
jeśli uwzględnić to, że jakąś część tego zamku przeszliśmy. Oczywiście, nie
powiem, że było spokojnie. Kilka osób korzystało z tego, że ponownie się widzą
i wymyślali nowe zabawy, idąc na czele grupki. Wśród tych osób był również mój nowy
kolega. Wymyślił jakże inteligentną
zabawę , która polegała na skakaniu z ruchomych schodów na kolejne. Naprawdę,
nie mogli się wyżyć w ferie?
Tym razem było już mniej ciekawskich
spojrzeń. A przynajmniej ich suma się zmniejszyła. Nawet nauczycielka
transmutacji, Josephy Kampbell, traktowała mnie jak każdego innego ucznia. No,
może nie każdego, bo na kilku z tyłu patrzyła sceptycznym wzrokiem.
Teraz w sumie było łatwiej, ponieważ lubiłam
ten przedmiot. Akurat przemienialiśmy dwa pióra w papużki nierozłączki, a nie
było to dla mnie problemem. W końcu już kiedyś to robiłam, teraz tylko trzeba
było przypomnieć sobie tą wiedzę.
Położyłam oba przedmioty koło siebie, aby
stykały się końcami. Potem dotknęłam różdżką punktu, który je łączył i
powiedziałam cicho Avuntiss, dając nacisk
na ostatnią sylabę. Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, pomijając, że żółte
dotąd pióra przybrały teraz barwę zielono-niebieską.
Zacisnęłam zęby na wardze, próbując się
skupić. Zauważyłam, że już cała klasa wypełniła się głosami, nieudolnie
powtarzając to słowo. Tym razem wzięłam głęboko wdech i powiedziałam głośniej:
- Avuntiss!
- No proszę,
jednak komuś się udało- stwierdziła pani Kampbell, przyglądając się dwóm
ptakom, które wyleciały spod mojej różdżki, szukając w suficie jakiegoś okna
lub luki, przez które by wyleciały.- Dziesięć punktów dla Gryffindoru- dodała,
znowu przenosząc wzrok na papiery, które leżały na jej biurku.
- Jak to
zrobiłaś?- ktoś szepnął z tyłu.
Obróciłam się i zobaczyłam Gryfonkę, koło
której usiadłam na eliksirach.
-
"Tiss" powiedz wyraźniej- wzruszyłam ramionami.
- Nie,
tutaj- wskazała na podręcznik.- o niczym takim nie jest napisane...-
przeniosłam wzrok na książkę i zagłębiłam się w lekturze. Procedura była
opisana idealnie tak jak zrobiłam, pomijając ten mały szczególik.
- Spróbuj,
przecież nic się nie stanie złego.
- Ech...-
westchnęła.- następnie ułożyła rzeczy według instrukcji i wypowiedziała
formułkę. Ku jej zaskoczeniu, nad nią uniosła się para ptaków. Otworzyła szeroko
usta, nie wierząc w to, co widzi.
- Pięć
punktów dla Gryffindoru- oznajmiła znowu nasza nauczycielka.
- Skąd
wiedziałaś?- popatrzyła na mnie brunetka.- Doris, tak w ogóle- wystawiła rękę.
- Ivette-
szybko ją uścisnęłam.- Wiesz, ta kobieca
intuicja- zaśmiałam się sucho.
- U mnie
pojawia się tylko jeśli chodzi o dobór ubrań- westchnęła ciężko.- Znasz tu
kogoś w ogóle?- wskazała na inne osoby, z którymi dzieliłyśmy salę. Podążyłam
za jej wzrokiem, próbując kogoś rozpoznać.
- Tylko
ciebie.- powiedziałam ze zrezygnowaniem.
- No to
teraz ci krótko wyjaśnię co i jak.- uśmiechnęła się do mnie szeroko.- Z przodu
zawsze siedzą osoby, którym najbardziej zależy na ocenach. Uważają, że przez to
wszystko lepiej usłyszą, ale przy nich- wskazała za siebie.- się nie da.-
parsknęła śmiechem.
- Właśnie.
Tyły zazwyczaj są zaklepywane przez osoby, które nie wyspały się w nocy, mające
nadzieję, że teraz uda im się chociaż na chwilę przymknąć oko. Albo typowi
żartownisie- wywróciła oczami.- To ci, co zawsze mają dużo do powiedzenia, nie
słuchają, ciągle coś robią. Jednego z nich poznałaś. Przynajmniej teoretycznie.
James Potter.- wskazała głową na chłopaka, który został mi przydzielony jako
przewodnik.- Syn Jakże- Wielkieg-Harry'ego-Pottera-Który-Pokonał-Bardzo-Złego-Voldemorta.
Ciągle wykorzystuje szacunek, którym darzą ludzie jego ojca. Większość
nauczycieli ma go dosyć. - wymownie spojrzała na profesorkę.- Obok niego Sean
Bathing, jego odwieczny kompan do dowcipów. Są wręcz nierozłączni od pierwszego
dnia w Hogwarcie. Chyba nawet bardziej wnerwiający niż Potter. Oczywiście, jeśli
jest to możliwe.- pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
Reszta lekcja minęła nam w milczeniu, tylko
czasami coś do siebie mówiłyśmy. Jak na pierwszy rok w nowej szkole, aż tak źle nie jest.
~*~
Victoire leżała na kanapie w Pokoju Wspólnym
Gryfonów, próbując odespać wczorajszą noc. Teraz dopiero dostała nauczkę za
przegadaną noc z młodym Lupinem. Pożyczył od jej kuzyna, James'a, pelerynę
niewidkę i oprowadził po zamku. Tak naprawdę, nie miała nic przeciwko temu
pomysłowi. Tylko teraz żałowała nieprzemyślanej decyzji, bo przez jej
dzisiejsza nieprzytomność odebrała swojemu domowi łącznie aż dwadzieścia
punktów. Na szczęście jej rodzeństwa nie było w pobliżu i nie nakablowali o tym
matce. Fleur potrafiła być straszna, jeśli chodziło o oceny jej dzieci. Wbrew
ogólnemu osądowi, że jest miła o kochana, wprowadzała lekki terror w domu.
Chciała aby jej dzieci "osiągnęły taki sukces jak ona", gdy została wybrana
jako jedna z zawodników w Turnieju Magicznym. Jakby po ostatnim ktoś się kwapił
do ponownego zorganizowania tego!
Kiedy zaczęła już lekko opadać w objęcia
Morfeusza, poczuła, że ktoś brutalnie ją szturcha. Cóż, dla niej przynajmniej
to było brutalne. Na początku otworzyła jedno oko, potem drugie. Od razu
rozpoznała w tej jakże niewychowanej osobie
swojego przyjaciela, Ted'a. Zerkając tak na jego przystojną twarz jęknęła cicho
i obróciła się przodem do poduszki.
- Idź stąd-
mruknęła.
- Co jest,
czyżby nieprzespana noc?- chłopak zaśmiał się, widząc jej reakcję. W jednej
chwili wstała i popatrzyła swoim "morderczym wzrokiem". W końcu to
jego wina, że ją wyciągnął! Ona się broniła. No, przynajmniej mentalnie.- Czemu
nie przeniesiesz się do dormitorium?- głową wskazał jej wejście.
- Delikatnie
mówiąc, panuje tam burdel.- burknęła.- Nie miałam czasu, aby jakoś ogarnąć
swoje rzeczy- znów popatrzyła się na niego oskarżycielsko.
- To ile ty
rzeczy przywiozłaś? Miałaś tylko jedną walizkę- popatrzył na nią podejrzliwie.
- Wiesz,
zaklęcie Zmniejszająco-Zwiększające- odpowiedziała z uśmiechem. Wbrew wszelkim
stereotypom, Weasleyówna była naprawdę bardzo mądra i inteligentna. Chociaż
dosyć ciężko pracowała, żeby to udowodnić, często spotykała się z żartami na
temat jej odcieniu włosów.
- Współczuję
twoim współlokatorkom- westchnął zrezygnowany. Następnie wstał i skierował się
w kierunku James'a.
- Ej!-
oburzona Vic rzuciła w niego poduszką. Mimo wszystko miał rację, dziewczyny
pewnie nie miały przez nią za dużo miejsca. Ciężkie
jest życie uczennicy, pomyślała ciężko blondynka, wstając powoli.
~*~
Tak, Miki jeszcze żyje! Nie, nikt jej nie porwał. Nie, nic jej nie wchłonęło. Większość notki była już gotowa od dwóch miesięcy, ale... Ale to Miki, musiała przez przypadek skasować bloga. [Dobra, nie przez przypadek. Dopadła mnie lekka depresja i skasowałam. Ale jednak blog istnieje. <33]
Co do rozdziału, nie jestem pewna. Różnica czasu między pisaniem była dosyć duża, więc chyba zrozumiecie. ;) OSobiście nie uważam, że rozdział jest krótki. 5 stron (no, 5,5) w Wordzie, czcionką Calibri 12, bitch! Wiem, że któryś kawałek skiepściłam, ale nie wiem który. Oświećcie mnie.
Z chęcią przyjmę wszelką krytykę. No, i błędy. Chociaż sprawdziłam powierzchownie (czyt. patrzyłam na to, co Word podkreśla.] Wiem, że James'a mało, wiem.
Mam nadzieję, że jednak będą jakieś komentarze, mimo odległości czasowej
pomiędzy tym, a poprzednim rozdziałem.
Edit/
Zapraszam też tu →[KLIK]. Wprowadziłam dużo nowych bohaterów, no i ten... Byłoby miło, gdyby ktoś zetknął. ;>
pomiędzy tym, a poprzednim rozdziałem.
Edit/
Zapraszam też tu →[KLIK]. Wprowadziłam dużo nowych bohaterów, no i ten... Byłoby miło, gdyby ktoś zetknął. ;>
ZNIKŁA, a nie zniknęła!!!!
OdpowiedzUsuńW jedenastym akapicie powtarza się miał!
Kilka błędów z przecinkami, ale zapomniał gdzie i nie jest źle!
4 akapit - "pojawiła się postać mężczyzny"; czepiam się, bo teoretycznie db, ale naturalniej brzmi po prostu mężczyzna.
Tyle pamiętam z błędów :D, wzięłam sb do serca twoje zezwolenie na ich wytknięcie :P.
A teraz do rzeczy, bo bardzo mi się podoba, takie rozdzielenie akapitów sprawia, że bdb się czyta i długość nareszcie jest W MIARĘ zadawalająca . Tylko następną część proszę nie później jak za tydzień, bo to jest zbyt ciekawe!!
A pff, błędy. Word nie podkreślił, nie sprawdzałam. .__. No, poprawię to. Jak mama odblokuje mi internet... .-.
UsuńZa tydzień. Wybacz, nie dam rady. x.x
Dziękuję za komentarz <3
CUDO :3 Po prostu nie da się tego inaczej określić <3
OdpowiedzUsuńWysiliłaś się, nie ma co... xD
UsuńDa się określić, Tobie się po prostu nie chce. :P
Mi się nie zgadza tylko jedna mała rzecz... syn Harry'ego ma na imię Albus Severus Potter a nie James, no ale w końcu to fanfic :) poza tym notka mi się spodobała i mam w planie czytać dalej :D weny życzę :(
OdpowiedzUsuńHarry ma dwóch synów i córkę. James jest najstarszy, potem Albus, a na końcu Lily.
UsuńDzięki :>
Zadowolonam. Bardzo ciekawe i co najważniejsze - ukazało się! Więc (chwilowo) nie będę męczyć w szkole. Szablonik również zacny.
OdpowiedzUsuńSzablonik nie mój, dlatego zacny :<
UsuńTyle wygrać! Malia nie będzie mnie męczyć + rozdział jest w porządku!
Wiem, że nie Twój. Jest zacny, bo nie jest Twój. Twoje są świetne.
UsuńHahah, danke :D
UsuńMiki zyje <3 loffki <3
OdpowiedzUsuńFajne to to. Zadnych bledow narazie nie wylapalam bo mam angielski i musk jest zmeczony. .-.
Jak nie napiszesz szybko to bede stalkowac xD
pozdrawiam~
Stalker
(przepraszam ze brak polskich znakow ale pisze z telefonu.)
No hej Jud. xD Tak, Miki żyje. B|
UsuńI ten, rozdział już piszę. Przynajmniej teoretycznie. .__.
Też pozdrawiam :>>
No wiesz ty co! Słów mi brak na ciebie dziewczyno. Jak można było usunąć takiego bloga? :P
OdpowiedzUsuńJednakże cieszę się, że żyjesz i ten blog również. :* A szablonik cudny, piękny, super! <3
,,- Syn Jakże- Wielkieg-Harry'ego-Pottera-Który-Pokonał-Bardzo-Złego-Voldemorta'' po przeczytaniu tego zdania, no... zabrakło mi słów. hyba tylko ty mogłabys wpaść na taki.
pomysł. W rozdziale było dośc duzo o spaniu i pobudkach, no i to takie troche dziwne? Chyba, dziwne.
No, cóż nie wiem co napisać. Tak jakoś nic mi się niechce.
Życzę weny i czekam na szybkiego next;a
Pozdro :*
Hahah, dziękuję :D
OdpowiedzUsuńSzablon Caudiere z Szablonownicy. ;>
Co do pobudek i spania to była taka mała aluzja do mojego życia i tego, że marnuję mój czas na pisanie. :P
* Maudlaisy, przepraszam ._.
UsuńWitam ;D
OdpowiedzUsuńNa samym początku błagam o nie zabijanie mnie!
Zostałaś nominowana do Liebster Award. Szczegóły na moim blogu: http://na-przekor-przeznaczeniu.blogspot.com/2014/05/liebster-award.html